„Podczas gdy sława ogranicza oraz stawia przeszkody, zapomnienie
spowija człowieka jak mgła. Zapomnienie jest mroczne, szczodre i
swobodne, zapomnienie pozwala umysłowi bez przeszkód podążyć swą drogą.”
Virginia Woolf
„Orlando”
* * *
W świecie zdominowanym przez powiększającą się cały czas liczbę gild,
znalezienie wolnego, niezrzeszonego maga to rzadkość. Większość
przynależy do takiej, czy innej magicznej społeczności, gdyż próby
podjęcia samodzielnej działalności, są często z góry skazane na porażkę.
Decyduje o tym kilka istotnych czynników. Po pierwsze, większość
początkujących magów jest zbyt słaba, by samemu podejmować się bardziej
opłacalnych misji. Po drugie, w gildii znacznie łatwiej o prace, a także
o zwiększenie swoich umiejętności. Przy takiej liczbie osób, parających
się magią, zawsze znajdzie się taka, która zdolna jest zwiększyć naszą
wiedzę o nowe zaklęcia, czy techniki. I, chyba jeden z najważniejszych
powodów - dobra gildia, z chwilą do niej dołączenia, staje się twoją
drugą rodziną. Zawsze gotowa jest pomóc w potrzebie, pocieszyć w smutku,
a nawet stanąć na głowie, bylebyś poczuł się częścią czegoś
wyjątkowego. Bo gildia to przede wszystkim ludzie, którzy razem chcą coś
osiągnąć, którzy wierzą w siebie, w marzenia… Nie ma na świecie takiej
osoby, której nie przyciągnęłaby taka atmosfera. Przyjaźń i zaufanie
zawsze miały w sobie największą moc, dzięki której garną się do niej
wszyscy ludzie. A jeśli chodzi o magów, to dla nich te uczucia są
podwójnie ważne. Przy wykonywaniu zadań muszą polegać wyłącznie na
sobie, każdy musi pilnować każdego, być gotów, by osłonić swojego
towarzysza własną piersią. Codziennie magowie powierzają swoje życia
innym ufając, iż ci osłonią ich przed niebezpieczeństwem. Perspektywa
pracy zespołowej wygląda w tym świetle nadzwyczaj kusząco, prawda? Kto
więc chciałby samodzielnie rzucać się na potwory i łotrów, kiedy u
swojego boku może mieć silną i oddaną drużynę? Tylko masochista albo
czubek, co nie?
W takim razie możecie śmiało nazwać mnie wariatką.
Na imię mam Velander i jestem wolnym magiem.
Wróć, byłym magiem gildii „Czarny Księżyc”.
* * *
Gdzieś na pograniczach Królestwa Fiore…
W niedużej karczmie, jakich pełno na pograniczach, jak zwykle było
tłoczno. Wyblaknięty szyld, na którym niegdyś wymalowany był zieloną
farbą smok, witał podróżnych, którzy zawędrowali wte dalekie strony.
Stojący za ladą jednooki, szczerbaty barman, wycierał od niechcenia
kufel nie zbyt czystą ścierką, obserwując zdrowym okiem
swoich gości. Nagle znieruchomiał, nasłuchując. Spośród codziennego
gwaru ludzkich głosów, zmieszanych z odgłosami uderzanych o siebie
szklanic i butelek, wyłowił cichutki dźwięk dzwoneczków. Odstawił
trzymane w ręce naczynie, i przechylił się przez ladę, by wyjrzeć przez
okno. Uśmiechnął się pod wąsem, patrząc na chwiejący się na lekkim
wietrze szyld.
„Szybko się uwinęła” – pomyślał, otwierając portera. – „Może coś poszło nie tak?”
Drzwi
karczmy otwarły się z hukiem, na co wszyscy w izbie zamarli. Do środka
weszła średniego wzrostu dziewczyna, ze spływającym na plecy długim,
białym warkoczem, oraz biały kot, z kaszkietówką założoną do tyłu.
Dziewczyna ubrana była w fioletowe spodenki i takiego samego koloru
bluzkę oraz w czarne, wysokie buty. Ręce, aż do łokci, owinięte miała
bandażami. Przez ramię przerzucony miała szary płaszcz, a w drugiej
dłoni trzymała sakkat. Szybko zlustrowała całe towarzystwo, oczyma
czarnymi niczym węgiel. Oczy miała mocno podkreślone czarną kredką, co
kontrastowało z jej białymi jak śnieg włosami. Dziewczyna miała
wyraziste, ostre rysy twarzy, co dodawało jej „dzikiego” uroku. Nie
zwracając uwagi na gapiących się na nią ludzi, podeszła do wieszaka,
zostawiając na nim swój płaszcz i kapelusz. Kot ani na moment jej nie
odstępował, dreptając tuż za nią. Był cały biały, za wyjątkiem czarnej
końcówki ogona, oraz koniuszka lewego ucha. Czapeczka, którą nosił, była na
niego za duża, więc cały czas ją sobie poprawiał, żeby nie opadała mu
na oczy. Na plecach miał mały, skórzany plecaczek, który dla człowieka
mógłby być niedużą sakiewką. Podczas gdy białowłosa traktowała
pozostałych klientów jak powietrze, on spoglądał na nich co chwila,
wyzywającym wzrokiem.
- No i na co się gapicie? Macie jakiś problem? – odezwał się kot, zdenerwowany ciszą.
Nikt nie odpowiedział, ale za to wszyscy wrócili do przerwanych zajęć. Dziewczyna wraz ze swoim towarzyszem podeszła do baru.
- To co zwykle, Burta – powiedziała do barmana, siadając na krześle.
Kot
próbował wdrapać się na następne krzesło, ale nie mogąc do niego
dosięgnąć, chciał pomóc sobie, wspinając się na kolana dziewczyny. Tej
jednak jego pomysł najwidoczniej nie przypadł do gustu, gdyż dał się
słyszeć jej krzyk:
- GDZIE SIĘ PCHASZ TY KUPO FUTRA?!
Białowłosa kopniakiem posłała kota na bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą.
Barman parsknął śmiechem, podając dziewczynie piwo.
-
Widzę, że nic się nie zmieniło, Velander. Jak się z Chucky’im
żarliście, tak się żrecie. Czasem się zastanawiam, jak to się stało, że
się jeszcze nie powybijaliście? – spytał czarnookiej z szerokim
uśmiechem.
- Koty mają dziewięć żyć, a ta franca trzyma się swoich wyjątkowo mocno – odparła Velander złośliwie, upijając łyk piwa.
Uśmiechając
się odsłoniła ostre jak u drapieżnika zęby. Machinalnie założyła włosy
za lewe ucho, w które wpięty miała kolczyk w kształcie kła.
- Jak ci poszło? – spytał z nieukrywaną ciekawością mężczyzna.
- Chucky! – zawołała dziewczyna.
Kot
błyskawicznie znalazł się przy dwójce rozmawiających. Tęsknym wzrokiem
obrzucił kolana towarzyszki, ale tym razem wgramolił się na krzesło sam.
- Podaj mu gazetę – poleciła Velander.
Chuchy
mrucząc coś pod nosem, zdjął plecaczek i zaczął w nim gorączkowo
grzebać. W końcu wyjął z niego zwiniętą w rulonik gazetę, podsuwając ją
mężczyźnie. Ten szybkim ruchem ją rozwinął. W środku były trzy
nieśmiertelniki. Sama gazeta również była interesująca. Nagłówek,
wypisany wielkimi, czerwonymi literami głosił: „TRZY TAJEMNICZE
ZABÓJSTWA JEDNEJ NOCY! BRAK JAKICHKOLWIEK DOWODÓW. CZYŻBY NARODZINY
NOWEGO, SERYJNEGO ZABÓJCY?”. Barman odsunął gazetę na bok, zajmując się
dokładnym oglądaniem nieśmiertelników. Zza lady wyjął wielosoczewkowy
okular, i zaczął przez niego oglądać metalowe płytki. Jego palce szybko
przesuwały się, to opuszczając, to podnosząc szkiełka. Velander i Chucky
w milczeniu przyglądali się tej procedurze wiedząc, iż nie mają wpływu
na jej przyśpieszenie.
- Wszystko się zgadza – oznajmił w końcu Burta, chowając przyrząd. – Nie sądziłem, że zdołasz dorwać całą trójkę na raz.
-
Miałam farta – rzuciła białowłosa. – Nie myślałam, że po ucieczce będą
się trzymać razem. Pojedynczo mieliby większe szanse na przetrwanie.
- Ej, właśnie! Może jakaś premia, za zlikwidowanie wszystkich jednorazowo? – spytał z nadzieją kocur, zacierając łapki.
- Jasne – twarz barmana, rozpłynęła się w szerokim uśmiechu. – Mogę ci dorzucić kubeczek, chcesz?
Velander wybuchnęła głośnym śmiechem. Chucky zgrzytnął tylko zębami, stając na krześle.
-
To jest objaw lekceważenia, skandal normalnie! To my się tu
zaharowujemy, a ty sobie z nas jaja robisz?! – zaczął bulwersować się
kot.
- No ty się szczególnie napracowałeś – prychnął Burta, puszczając do dziewczyny oko.
- A nie? Velcia, powiedz mu.
-
Jasne – przytaknęła z powagą Velander. – Byłeś bardzo zajęty truciem
mnie, tymi swoimi pseudo-potrawami. I jeszcze raz powiedz do mnie
„Velcia”, to powyrywam ci wąsy – oznajmiła grobowym głosem.
Kot
zrobił nadąsaną minę, ale na wszelki wypadek zakrył wąsiki łapkami.
Nauczył się już, że jego przyjaciółka momentami bywa nieobliczalna.
-
W każdym bądź razie, świetnie wam poszło – odparł mężczyzna, czytając
artykuł na pierwszej stronie. – Bezbłędnie jak zwykle. W takim wypadku,
mogę wam już teraz wypłacić nagrodę.
Chucky na wzmiankę o pieniądzach
zaraz się ożywił. Barman wyszedł na zaplecze, by po chwili wrócić z
żelazną szkatułką. Wyjął z niej przygotowane klejnoty i podał je
Velander. Ta, nawet na nie nie patrząc, oddała je Chucky’iemu, który od
razu zaczął je przeliczać.
- A ten znowu swoje – mężczyzna wywrócił
zdrowym okiem. – Mógłbyś mnie nie sprawdzać za każdym razem? Przecież
nigdy was nie oszukałem.
- Zawsze może być ten pierwszy raz –
wymruczał kot, nie przerywając liczenia. – Dwieście
dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć… i trzysta tysięcy. Całe trzysta tysięcy… A kubek gdzie?! – wrzasnął oburzonym tonem.
Białowłosa i Burta wytrzeszczyli na niego oczy.
- O co ci chodzi?
- Miał być gratisowy kubek, więc ja się pytam, gdzie on jest? – powtórzył Chucky, łypiąc groźnie na barmana.
- Ty durny kocie, to był tylko taki żart – odparła Velander, patrząc na przyjaciela z politowaniem.
-
Nie wtrącaj się w interesy, kobieto! W tym związku to ja trzymam łapę
na kasie! – wykrzyknął Chucky, nim zdążył ugryźć się w język.
W oczach białowłosej rozbłysły ogniki złości. Nim kot zdołał zacząć się tłumaczyć, huknęła na cały głos:
-
W JAKIM ZWIĄZKU, TY PCHLARZU?! – i posłała ponownie swego towarzysza
lotem ekspresowym w kierunku ściany, tym razem za pomocą pięknego
prawego sierpowego.
- A ty z czego rżysz?! – krzyknęła na mężczyznę, który leżąc na ladzie, ryczał ze śmiechu.
Burta nie chcąc jeszcze bardziej drażnić dziewczyny, zdołał się opanować. Tłumiąc chichot, nalał Velander jeszcze jedno piwo.
- Trzymaj. Na koszt firmy – rzucił, podsuwając napój białowłosej.
Dziewczyna
skinęła głową w podziękowaniu, chowając przeliczone pieniądze.
Zmaltretowany Chucky ponownie począł gramolić się na krzesło,
spoglądając co chwilę podejrzliwie na towarzyszkę.
- Nie masz dla mnie jakiejś roboty – bąknęła jakby od niechcenia czarodziejka.
Burta westchnął ciężko.
- Ledwo co uporałaś się z tym zadaniem, a już chcesz brać następne? Nie myślałaś nigdy o wzięciu sobie kilku dni wolnych?
- Nie – ucięła krótko Velander, patrząc na mężczyznę jak na wariata. – To masz jakąś robotę czy nie?
-
Niestety, ostatnio trudno o jakieś „wolne” zlecenie – odpowiedział
barman. – Większość zadań otrzymują gildie, mało kto wystawia również
zadania dla wolnych magów.
Velander zmełła w ustach przekleństwo.
Faktycznie, przez ostatni rok liczba wykonywanych przez nią misji
drastycznie zmalała. Dalej mogła się spokojnie utrzymać, a jej
oszczędności pozwoliły by jej przetrwać gorsze miesiące, problem jednak
tkwił w tym, iż potrzebowała tych pieniędzy na inny cel. I pomimo
prawdziwie spartańskiego trybu życia, wciąż miała ich za mało… Wprawdzie
Chucky zajmował się wszystkimi operacjami finansowymi, skutecznie
pomnażając ich kapitał, ale obawiała się, że mimo to nie zdobędą w
odpowiednim czasie potrzebnej sumy. Velander zamyśliła się głęboko,
mętny wzrok wlepiając w swój kufel. Burta przyglądał jej się w
milczeniu. Nie rozumiał, dlaczego dziewczyna nie chciała dołączyć do
żadnej gildii, ale nie zamierzał jej o to pytać. Próby sprowadzenia
rozmowy na ten temat kończyły się zazwyczaj tym, iż białowłosa zmywała
się z karczmy i nie pokazywała się w niej przez dłuższy czas. Burta
wiedział, że kiedyś Velander należała do jakiejś niezbyt znanej gildii,
ale z niewiadomych dla niego powodów z niej odeszła. Od tej pory
działała na własną rękę, unikając współpracy z innymi magami. Jego
rozmyślania przerwało popiskiwanie urządzenia, znajdującego się na
zapleczu. Burta wyszedł, sprawdzając jaką wiadomość otrzymał. Z maszyny
wyleciała jedna kartka, którą mężczyzna zręcznie złapał w powietrzu.
Szybko rzucił na nią okiem, po czym rozpromieniony wyszedł do głównej
izby. Przy barze Velander wyjadała orzeszki z małej miseczki, a Chucky
obserwował gości grających w bilard, jednocześnie starając się coś
wyperswadować przyjaciółce. Dziewczyna jednak wydawała się go w ogóle
nie słuchać. Burta podszedł do niej, podsuwając jej otrzymaną wiadomość.
- To powinno cię zainteresować.
Velander niechętnie wzięła kartkę do ręki, ale gdy tylko zaczęła czytać, na jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmieszek.
- Chucky, wyruszamy na łowy – powiedziała, odsłaniając w uśmiechu ostre kły.
Jedno wiem po tym rozdziale, należy się bać prawego sierpowego twojej bohaterki^^
OdpowiedzUsuńPrzez wiekszość rozdziału miałam uśmiech na twarzy. Czytało mi się go lekko, że nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam. I chciałam więcej.:)
Czekam na kolejny.:)
[adeptka-magii.blogspot.com]
Haha, prawego sierpowego i ogólnie wybuchowego charakteru Velander xDDD
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał ^^
Fajny i lekki rozdział, dobrze wprowadzający w fabułę. Jest ciekawie i nie przymula.
OdpowiedzUsuńH: Powiedziała mistrzyni fillerów na blogu.
Higi, tak ci śpieszno do grobu?
H: Spokojnie, skarbie. Sama to raz stwierdziłaś.
Mistrzami fillerów, to są scenarzyści Naruto. Ja jestem vice, a wracając do tematu...Już czekam na kolejny rozdział!
Pozdrówka!
Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu ^^
UsuńA co fillerów to scenarzyści Bleach'a idą łeb w łeb w tych sprawach ze scenarzystami od Naruto xD
Również pozdrawiam :)))
Podoba mi się.
OdpowiedzUsuńGratluje pomysłów.