sobota, 27 lipca 2013

Rozdział I: Łowcy nagród


„Podczas gdy sława ogranicza oraz stawia przeszkody, zapomnienie spowija człowieka jak mgła. Zapomnienie jest mroczne, szczodre i swobodne, zapomnienie pozwala umysłowi bez przeszkód podążyć swą drogą.”
Virginia Woolf
„Orlando”
 
* * *

W świecie zdominowanym przez powiększającą się cały czas liczbę gild, znalezienie wolnego, niezrzeszonego maga to rzadkość. Większość przynależy do takiej, czy innej magicznej społeczności, gdyż próby podjęcia samodzielnej działalności, są często z góry skazane na porażkę. Decyduje o tym kilka istotnych czynników. Po pierwsze, większość początkujących magów jest zbyt słaba, by samemu podejmować się bardziej opłacalnych misji. Po drugie, w gildii znacznie łatwiej o prace, a także o zwiększenie swoich umiejętności. Przy takiej liczbie osób, parających się magią, zawsze znajdzie się taka, która zdolna jest zwiększyć naszą wiedzę o nowe zaklęcia, czy techniki. I, chyba jeden z najważniejszych powodów - dobra gildia, z chwilą do niej dołączenia, staje się twoją drugą rodziną. Zawsze gotowa jest pomóc w potrzebie, pocieszyć w smutku, a nawet stanąć na głowie, bylebyś poczuł się częścią czegoś wyjątkowego. Bo gildia to przede wszystkim ludzie, którzy razem chcą coś osiągnąć, którzy wierzą w siebie, w marzenia… Nie ma na świecie takiej osoby, której nie przyciągnęłaby taka atmosfera. Przyjaźń i zaufanie zawsze miały w sobie największą moc, dzięki której garną się do niej wszyscy ludzie. A jeśli chodzi o magów, to dla nich te uczucia są podwójnie ważne. Przy wykonywaniu zadań muszą polegać wyłącznie na sobie, każdy musi pilnować każdego, być gotów, by osłonić swojego towarzysza własną piersią. Codziennie magowie powierzają swoje życia innym ufając, iż ci osłonią ich przed niebezpieczeństwem. Perspektywa pracy zespołowej wygląda w tym świetle nadzwyczaj kusząco, prawda? Kto więc chciałby samodzielnie rzucać się na potwory i łotrów, kiedy u swojego boku może mieć silną i oddaną drużynę? Tylko masochista albo czubek, co nie?
W takim razie możecie śmiało nazwać mnie wariatką.
Na imię mam Velander i jestem wolnym magiem.
Wróć, byłym magiem gildii „Czarny Księżyc”.

* * *

Gdzieś na pograniczach Królestwa Fiore…

W niedużej karczmie, jakich pełno na pograniczach, jak zwykle było tłoczno. Wyblaknięty szyld, na którym niegdyś wymalowany był zieloną farbą smok, witał podróżnych, którzy zawędrowali wte dalekie strony. Stojący za ladą jednooki, szczerbaty barman, wycierał od niechcenia kufel nie zbyt czystą ścierką,  obserwując zdrowym okiem swoich gości. Nagle znieruchomiał, nasłuchując. Spośród codziennego gwaru ludzkich głosów, zmieszanych z odgłosami uderzanych o siebie szklanic i butelek, wyłowił cichutki dźwięk dzwoneczków. Odstawił trzymane w ręce naczynie, i przechylił się przez ladę, by wyjrzeć przez okno. Uśmiechnął się pod wąsem, patrząc na chwiejący się na lekkim wietrze szyld.
„Szybko się uwinęła” – pomyślał, otwierając portera. – „Może coś poszło nie tak?”
Drzwi karczmy otwarły się z hukiem, na co wszyscy w izbie zamarli. Do środka weszła średniego wzrostu dziewczyna, ze spływającym na plecy długim, białym warkoczem, oraz biały kot, z kaszkietówką założoną do tyłu. Dziewczyna ubrana była w fioletowe spodenki i takiego samego koloru bluzkę oraz w czarne, wysokie buty. Ręce, aż do łokci, owinięte miała bandażami. Przez ramię przerzucony miała szary płaszcz, a w drugiej dłoni trzymała sakkat. Szybko zlustrowała całe towarzystwo, oczyma czarnymi niczym węgiel. Oczy miała mocno podkreślone czarną kredką, co kontrastowało z jej białymi jak śnieg włosami. Dziewczyna miała wyraziste, ostre rysy twarzy, co dodawało jej „dzikiego” uroku. Nie zwracając uwagi na gapiących się na nią ludzi, podeszła do wieszaka, zostawiając na nim swój płaszcz i kapelusz. Kot ani na moment jej nie odstępował, dreptając tuż za nią. Był cały biały, za wyjątkiem czarnej końcówki ogona, oraz koniuszka lewego ucha. Czapeczka, którą nosił, była na niego za duża, więc cały czas ją sobie poprawiał, żeby nie opadała mu na oczy. Na plecach miał mały, skórzany plecaczek, który dla człowieka mógłby być niedużą sakiewką. Podczas gdy białowłosa traktowała pozostałych klientów jak powietrze, on spoglądał na nich co chwila, wyzywającym wzrokiem.
- No i na co się gapicie? Macie jakiś problem? – odezwał się kot, zdenerwowany ciszą.
Nikt nie odpowiedział, ale za to wszyscy wrócili do przerwanych zajęć. Dziewczyna wraz ze swoim towarzyszem podeszła do baru.
- To co zwykle, Burta – powiedziała do barmana, siadając na krześle.
Kot próbował wdrapać się na następne krzesło, ale nie mogąc do niego dosięgnąć, chciał pomóc sobie, wspinając się na kolana dziewczyny. Tej jednak jego pomysł najwidoczniej nie przypadł do gustu, gdyż dał się słyszeć jej krzyk:
- GDZIE SIĘ PCHASZ TY KUPO FUTRA?!
Białowłosa kopniakiem posłała kota na bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą.
Barman parsknął śmiechem, podając dziewczynie piwo.
- Widzę, że nic się nie zmieniło, Velander. Jak się z Chucky’im żarliście, tak się żrecie. Czasem się zastanawiam, jak to się stało, że się jeszcze nie powybijaliście? – spytał czarnookiej z szerokim uśmiechem.
- Koty mają dziewięć żyć, a ta franca trzyma się swoich wyjątkowo mocno – odparła Velander złośliwie, upijając łyk piwa.
Uśmiechając się odsłoniła ostre jak u drapieżnika zęby. Machinalnie założyła włosy za lewe ucho, w które wpięty miała kolczyk w kształcie kła.
- Jak ci poszło? – spytał z nieukrywaną ciekawością mężczyzna.
- Chucky! – zawołała dziewczyna.
Kot błyskawicznie znalazł się przy dwójce rozmawiających. Tęsknym wzrokiem obrzucił kolana towarzyszki, ale tym razem wgramolił się na krzesło sam.
- Podaj mu gazetę – poleciła Velander.
Chuchy mrucząc coś pod nosem, zdjął plecaczek i zaczął w nim gorączkowo grzebać. W końcu wyjął z niego zwiniętą w rulonik gazetę, podsuwając ją mężczyźnie. Ten szybkim ruchem ją rozwinął. W środku były trzy nieśmiertelniki. Sama gazeta również była interesująca. Nagłówek, wypisany wielkimi, czerwonymi literami głosił: „TRZY TAJEMNICZE ZABÓJSTWA JEDNEJ NOCY! BRAK JAKICHKOLWIEK DOWODÓW. CZYŻBY NARODZINY NOWEGO, SERYJNEGO ZABÓJCY?”. Barman odsunął gazetę na bok, zajmując się dokładnym oglądaniem nieśmiertelników. Zza lady wyjął wielosoczewkowy okular, i zaczął przez niego oglądać metalowe płytki. Jego palce szybko przesuwały się, to opuszczając, to podnosząc szkiełka. Velander i Chucky w milczeniu przyglądali się tej procedurze wiedząc, iż nie mają wpływu na jej przyśpieszenie.
- Wszystko się zgadza – oznajmił w końcu Burta, chowając przyrząd. – Nie sądziłem, że zdołasz dorwać całą trójkę na raz.
- Miałam farta – rzuciła białowłosa. – Nie myślałam, że po ucieczce będą się trzymać razem. Pojedynczo mieliby większe szanse na przetrwanie.
- Ej, właśnie! Może jakaś premia, za zlikwidowanie wszystkich jednorazowo? – spytał z nadzieją kocur, zacierając łapki.
- Jasne – twarz barmana, rozpłynęła się w szerokim uśmiechu. – Mogę ci dorzucić kubeczek, chcesz?
Velander wybuchnęła głośnym śmiechem. Chucky zgrzytnął tylko zębami, stając na krześle.
- To jest objaw lekceważenia, skandal normalnie! To my się tu zaharowujemy, a ty sobie z nas jaja robisz?! – zaczął bulwersować się kot.
- No ty się szczególnie napracowałeś – prychnął Burta, puszczając do dziewczyny oko.
- A nie? Velcia, powiedz mu.
- Jasne – przytaknęła z powagą Velander. – Byłeś bardzo zajęty truciem mnie, tymi swoimi pseudo-potrawami. I jeszcze raz powiedz do mnie „Velcia”, to powyrywam ci wąsy – oznajmiła grobowym głosem.
Kot zrobił nadąsaną minę, ale na wszelki wypadek zakrył wąsiki łapkami. Nauczył się już, że jego przyjaciółka momentami bywa nieobliczalna.
- W każdym bądź razie, świetnie wam poszło – odparł mężczyzna, czytając artykuł na pierwszej stronie. – Bezbłędnie jak zwykle. W takim wypadku, mogę wam już teraz wypłacić nagrodę.
Chucky na wzmiankę o pieniądzach zaraz się ożywił. Barman wyszedł na zaplecze, by po chwili wrócić z żelazną szkatułką. Wyjął z niej przygotowane klejnoty i podał je Velander. Ta, nawet na nie nie patrząc, oddała je Chucky’iemu, który od razu zaczął je przeliczać.
- A ten znowu swoje – mężczyzna wywrócił zdrowym okiem. – Mógłbyś mnie nie sprawdzać za każdym razem? Przecież nigdy was nie oszukałem.
- Zawsze może być ten pierwszy raz – wymruczał kot, nie przerywając liczenia. – Dwieście dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć… i trzysta tysięcy. Całe trzysta tysięcy… A kubek gdzie?! – wrzasnął oburzonym tonem.
Białowłosa i Burta wytrzeszczyli na niego oczy.
- O co ci chodzi?
- Miał być gratisowy kubek, więc ja się pytam, gdzie on jest? – powtórzył Chucky, łypiąc groźnie na barmana.
- Ty durny kocie, to był tylko taki żart – odparła Velander, patrząc na przyjaciela z politowaniem.
- Nie wtrącaj się w interesy, kobieto! W tym związku to ja trzymam łapę na kasie! – wykrzyknął Chucky, nim zdążył ugryźć się w język.
W oczach białowłosej rozbłysły ogniki złości. Nim kot zdołał zacząć się tłumaczyć, huknęła na cały głos:
- W JAKIM ZWIĄZKU, TY PCHLARZU?! – i posłała ponownie swego towarzysza lotem ekspresowym w kierunku ściany, tym razem za pomocą pięknego prawego sierpowego.
- A ty z czego rżysz?! – krzyknęła na mężczyznę, który leżąc na ladzie, ryczał ze śmiechu.
Burta nie chcąc jeszcze bardziej drażnić dziewczyny, zdołał się opanować. Tłumiąc chichot, nalał Velander jeszcze jedno piwo.
- Trzymaj. Na koszt firmy – rzucił, podsuwając napój białowłosej.
Dziewczyna skinęła głową w podziękowaniu, chowając przeliczone pieniądze. Zmaltretowany Chucky ponownie począł gramolić się na krzesło, spoglądając co chwilę podejrzliwie na towarzyszkę.
- Nie masz dla mnie jakiejś roboty – bąknęła jakby od niechcenia czarodziejka.
Burta westchnął ciężko.
- Ledwo co uporałaś się z tym zadaniem, a już chcesz brać następne? Nie myślałaś nigdy o wzięciu sobie kilku dni wolnych?
- Nie – ucięła krótko Velander, patrząc na mężczyznę jak na wariata. – To masz jakąś robotę czy nie?
- Niestety, ostatnio trudno o jakieś „wolne” zlecenie – odpowiedział barman. – Większość zadań otrzymują gildie, mało kto wystawia również zadania dla wolnych magów.
Velander zmełła w ustach przekleństwo. Faktycznie, przez ostatni rok liczba wykonywanych przez nią misji drastycznie zmalała. Dalej mogła się spokojnie utrzymać, a jej oszczędności pozwoliły by jej przetrwać gorsze miesiące, problem jednak tkwił w tym, iż potrzebowała tych pieniędzy na inny cel. I pomimo prawdziwie spartańskiego trybu życia, wciąż miała ich za mało… Wprawdzie Chucky zajmował się wszystkimi operacjami finansowymi, skutecznie pomnażając ich kapitał, ale obawiała się, że mimo to nie zdobędą w odpowiednim czasie potrzebnej sumy. Velander zamyśliła się głęboko, mętny wzrok wlepiając w swój kufel. Burta przyglądał jej się w milczeniu. Nie rozumiał, dlaczego dziewczyna nie chciała dołączyć do żadnej gildii, ale nie zamierzał jej o to pytać. Próby sprowadzenia rozmowy na ten temat kończyły się zazwyczaj tym, iż białowłosa zmywała się z karczmy i nie pokazywała się w niej przez dłuższy czas. Burta wiedział, że kiedyś Velander należała do jakiejś niezbyt znanej gildii, ale z niewiadomych dla niego powodów z niej odeszła. Od tej pory działała na własną rękę, unikając współpracy z innymi magami. Jego rozmyślania przerwało popiskiwanie urządzenia, znajdującego się na zapleczu. Burta wyszedł, sprawdzając jaką wiadomość otrzymał. Z maszyny wyleciała jedna kartka, którą mężczyzna zręcznie złapał w powietrzu. Szybko rzucił na nią okiem, po czym rozpromieniony wyszedł do głównej izby. Przy barze Velander wyjadała orzeszki z małej miseczki, a Chucky obserwował gości grających w bilard, jednocześnie starając się coś wyperswadować przyjaciółce. Dziewczyna jednak wydawała się go w ogóle nie słuchać. Burta podszedł do niej, podsuwając jej otrzymaną wiadomość.
- To powinno cię zainteresować.
Velander niechętnie wzięła kartkę do ręki, ale gdy tylko zaczęła czytać, na jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmieszek.
- Chucky, wyruszamy na łowy – powiedziała, odsłaniając w uśmiechu ostre kły.

5 komentarzy:

  1. Jedno wiem po tym rozdziale, należy się bać prawego sierpowego twojej bohaterki^^
    Przez wiekszość rozdziału miałam uśmiech na twarzy. Czytało mi się go lekko, że nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam. I chciałam więcej.:)
    Czekam na kolejny.:)

    [adeptka-magii.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, prawego sierpowego i ogólnie wybuchowego charakteru Velander xDDD
      Cieszę się, że rozdział się podobał ^^

      Usuń
  2. Fajny i lekki rozdział, dobrze wprowadzający w fabułę. Jest ciekawie i nie przymula.
    H: Powiedziała mistrzyni fillerów na blogu.
    Higi, tak ci śpieszno do grobu?
    H: Spokojnie, skarbie. Sama to raz stwierdziłaś.
    Mistrzami fillerów, to są scenarzyści Naruto. Ja jestem vice, a wracając do tematu...Już czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu ^^
      A co fillerów to scenarzyści Bleach'a idą łeb w łeb w tych sprawach ze scenarzystami od Naruto xD
      Również pozdrawiam :)))

      Usuń
  3. Podoba mi się.
    Gratluje pomysłów.

    OdpowiedzUsuń