wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział II: Polowanie czas zacząć

” Kto walczy z potworami, powinien się strzec, by walka nie uczyniła go jednym z nich. Bo kiedy długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie.”
F.W. Nietzsche

* * *

Velander z uśmiechem pomachała Chucky’iemu kartką przed pyszczkiem.
- Mamy nową misję.
Kot na tę wiadomość od razu się rozpromienił.
- Juhu! Wielki powrót duetu Vel and Chucky! – wykrzyknął uradowany. – I co tym razem musimy zrobić? Mam nadzieję, że nie trzeba się będzie szlajać po jaskiniach. Brr, nienawidzę ciemnych i wilgotnych jaskiń – na samą myśl o nich Chucky’iego przeszedł dreszcz.
- Przestań jęczeć, to ci powiem – ucięła dziewczyna, podsuwając mu kartkę.
Był to list gończy, zawierający zdjęcie mężczyzny w średnim wieku, krótki opis oraz wysokość nagrody. Kocur chwycił papier i zaczął przyglądać się uważnie twarzy poszukiwanego. Mężczyzna miał czarne włosy, opadające prostymi pasmami na ramiona i całkiem przystojną twarz, którą jedynie szpeciła brzydka blizna, przecinająca lewy policzek oraz górną wargę. Szaroniebieskie, niczym pochmurne niebo oczy, patrzyły przed siebie zuchwale. Kot zaczął czytać na głos:
- Uwaga uwaga! Poszukiwany przestępca, mag Xavier Lupus, zbiegł podczas transportowania go do więzienia w Erze. Osoba ta jest niezwykle niebezpieczna. Każdy, kto ma jakąkolwiek informację na temat miejsca jego pobytu, proszony jest o natychmiastowe zgłoszenie się na najbliższy posterunek. Nagroda za jego schwytanie wynosi… – tu głos Chucky’iego na moment się zawiesił. – TRZY MILIONÓW KLEJNOTÓW?! – wykrzyknął zaskoczony, a oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki.
Podniósł wzrok na Velander i, poruszając ustami jak dopiero co wyciągnięta z wody ryba, popukał palcem w zadziwiająco dużą sumę.
- Fajnie, co nie? – uśmiechnęła się szeroko białowłosa. – Jeszcze nigdy nie mieliśmy tak poważnego zadania!
W jej oczach zapłonęły iskierki ekscytacji i żądzy przygód. Burta spod przymrużonych powiek zerkał to na nią, to na list gończy.
- Nie wydaje ci się to podejrzane, że niczego nie napisali o tym, w jakiej magii się specjalizuje? – spytał, wracając do wycierania kufli.
- Hmm, faktycznie – przytaknął Chucky, czytając przypis jeszcze raz. – Ani słowa o tym, czego możemy się po nim spodziewać.
- Taki problem to nie problem – Velander lekceważąco machnęła ręką. – Tego możemy się przecież dowiedzieć.
- Niby jak? – Burta zerknął na nią z zaciekawieniem.
- Bardzo prosto – dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej, po czym złapała kota szybkim ruchem za plecaczek, zbliżając jego pyszczek do listu.
- Przyjrzyj mu się dobrze, Chucky – wyszeptała przyjacielowi na ucho, w jednej chwili poważniejąc. – Do jutra chcę o nim wiedzieć wszystko Od rodzaju magii, poprzez rodzinę, żony, kochanki i na rozmiarze buta skończywszy. Każdy, nawet najmniej istotny szczegół, jaki wpadnie ci w łapy, zrozumiałeś?
- Na jutro? To bardzo mało czasu, nie wiem czy zdążę…
- Zdążysz – ucięła białowłosa. – Uruchom wszystkie swoje „kontakty” i nie daj plamy.
- Ale Vel, czemu na jutro? – zapiszczał Chucky, gdy dziewczyna podniosła go za kark do góry.
- Bo jutro wyruszamy – wyjaśniła Velander wstając i wolną ręką otwierając okno.
Zamachnęła się, wyrzucając wrzeszczącego kota przez otwarte okiennice.
- I nie na wal! – krzyknęła za nim.
Kocur przekoziołkował w powietrzu parokrotnie, lecz nim spadł na ziemię, na jego plecach pojawiła się para białych skrzydeł. Machnął nimi kilka razy chaotycznie, żeby złapać równowagę, po czym wzbił się wysoko, pracując już równo skrzydłami. Lecąc powoli, westchnął z rezygnacją. Przyzwyczaił się, iż Velander wymaga od niego rzeczy niemożliwych. Lecz przyjaźniąc się z nią od długiego czasu doszedł do wniosku, iż w jej słowniku, słowo „niemożliwe” nie istnieje…
Białowłosa patrzyła, jak Chucky oddala się od karczmy. Gdy znikł jej z pola widzenia, wróciła na swoje miejsce.
- Jesteś pewna, że da sobie radę? – spytał Burta, zerkając z ciekawością na Velander.
- Och, na pewno – zapewniła go białowłosa. – Chucky może i wygląda nieporadnie, ale potrafi wygrzebać każde gówno, choćby nie wiem jak pilnie byłoby strzeżone – powiedziała, wyjmując z kieszeni pieniądze.
Odliczyła odpowiednią kwotę, i podała je mężczyźnie.
- Zostaję na noc.
- Poczekaj – barman odstawił kufel odwracając się, by ściągnąć z wieszaka odpowiedni klucz. – Trzymaj.
- Dzięki – Velander wzięła kluczyk i zebrała swoje rzeczy.
Skierowała się prostu ku schodom, które prowadziły do wynajmowanych pokoi. Dziewczynie trafił się pokoik z numerem trzy. Cicho otworzyła jego drzwi, wślizgując się do środka. W pokoju stało tylko jednoosobowe łóżko, komoda i nieduży stoliczek. Skąpe wyposażenie nie przeszkadzało jednak dziewczynie, która przywykła już mieszkać w iście spartańskich warunkach. Rzuciła niedbale rzeczy na stolik, po czym padła na łóżko. Leżała, pozwalając odpocząć zmęczonemu ciału, a myślom błądzić bez celu. Nim do pokoju wtargnęły mroki nocy, Velander zapadła w niespokojny sen…

* * *
Ciemność… Wszędzie ciemność… Jej aksamitne ramiona wyciągają się w jej stronę, kusząc bezpiecznym azylem, miejscem, gdzie można doznać ukojenia… Opiera się, lecz ona oplatuje ją mocno, pozbawiając oddechu. Tak bardzo chce się wyrwać, lecz nie może się poruszyć… Próbuje krzyknąć, lecz ze ściśniętego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. Jest bezsilna. Przestaje walczyć, pozwala, by mrok pociągnął ją za sobą w dół. Zanurza się w jego czeluści, spadając coraz szybciej i szybciej. Od pędu kręci jej się w głowie, czuje, że zaczyna wirować. Zamknęła oczy, pozwalając się porwać zawrotnej szybkości…

* * *
I znów ciemność. I to uczucie… Strachu? Smutku? Żalu? A może wszystkiego po trochu? Nie wie, nie pamięta… Jest sama, samiuteńka… Nie wie gdzie jest, ledwo pamięta kim jest… Tęskni. Za czym? Nie wie… Otwiera oczy, lecz nic nie widzi. Słyszy tylko szmery, głosy przepełnione żalem, goryczą, rozczarowaniem i nienawiścią… Czemu jej nie chcą? Czemu nikt jej nie chce? Dlaczego jej nienawidzą?
Czemu? Czemu?! Czemu…

* * *

Przebłysk. Leży na ziemi. Padają na nią krople deszczu. Jest zimno i mokro. Drży. Boi się, tak bardzo się boi… Wszystko wprawia ją w przerażenie. Każdy szmer, każdy trzask napawa jej serce lękiem. Dlaczego tu jest?  Dlaczego nikt po nią nie przychodzi? Płacze. Po jej zmizerniałych, szarych policzkach płyną gorzkie łzy. Białe, splątane włosy opadają bezładnie na twarz. Krzyczy. Chce, żeby ktoś ją znalazł, nie ważne kto… Kroki. Ciche, ostrożne kroki. Blisko. Zamiera, starając się jak najmniej rzucać się w oczy. Strach miesza się z ciekawością. Nie dostrzega, kiedy postać się do niej zbliża. Przez zapuchnięte oczy ledwo dostrzega jej kontury. Ktoś bierze ją na ręce, obejmuje, przytula do siebie. Robi się jej ciepło, cały strach odchodzi. Zaczyna odczuwać potworne zmęczenie. Usypia, kołysana cichym szeptem.
„Zaopiekuje się tobą…”

* * *

„Jak ci na imię?”
Chwila zastanowienia. Musi się głęboko namyślić, żeby sobie przypomnieć.
„Velander. Tak na mnie wołali.”
„To bardzo ładne imię. Czy chcesz u mnie zostać?”
Nadzieja. Cichutka, tląca się gdzieś na dnie serca nadzieja, że może jest komuś potrzebna.
Że ktoś może potrzebować jej.
„Chcę…”

* * *

Deszcz. Czemu zawsze jej najgorszym doświadczeniom towarzyszy deszcz? Zupełnie jakby pogoda dostrajała się do jej uczuć. Zresztą nieważne. Drżącymi rękoma zapięła kurtkę i założyła plecak. Jeszcze głęboki wdech – wystarczy zrobić jeden, mały krok naprzód, jeden mały kroczek… Chwila zawahania. Boi się, że straci to, co jest w jej życiu najcenniejsze, ale… musi wiedzieć. Musi. Krok naprzód i jest na zewnątrz. Po jej ciele spływają krople deszczu, gdy rusza przed siebie. Obiecuje sobie, iż jeśli wszystko wyjaśni, to na pewno tu wróci. To tutaj jest jej dom. Jedyny jaki zna, lecz… Musi w końcu się dowiedzieć, czemu tamci jej nie chcieli. Dlaczego zostawili ją te sześć lat temu. Dlaczego własna rodzina się jej pozbyła… Czuła, iż jeżeli się tego nie dowie, jeśli nie powiedzą jej tego prosto w twarz, dlaczego tak postąpili, to nigdy nie zazna spokoju ducha. Mimo tego, miała jednak wyrzuty sumienia. Czuła się potwornie, opuszczając jedyną osobę, która okazała jej zainteresowanie, która otoczyła ją opieką. Zostawiała jej list, w którym wszystko wyjaśniła, lecz to nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że list miał jedynie usprawiedliwić ją samą we własnych oczach, sprawić, by poczuła się mniej podle. Jednak teraz wymykała się nocą, niczym najgorszy tchórz czy zdrajca, chowając się w ciemnościach. Przyśpieszyła kroku.
” Ja wrócę. Obiecuję ci. Wrócę do ciebie, Grandine…”

* * *
Velander zbudziła się gwałtownie ze snu. Usiadła na łóżku, oddychając szybko. Łapała zachłannie powietrze dużymi haustami, próbując uspokoić szybkie bicie serca. Zimnymi, lekko drżącymi dłońmi otarła spocone czoło. Znowu to samo. Już od jakiegoś czasu, praktycznie co noc nękały ją sny, w których niczym w filmie przeskakiwały przed jej oczyma sceny z jej życia.
Podciągnęła kolana pod brodę, kładąc na nich głowę. Z całych sił zacisnęła powieki, próbując powstrzymać niechciane, gorzkie łzy żalu. Siedziała tak z dobrą godzinę, starając się ukoić swe serce.
„Dlaczego wszystko musiałam popsuć?”
To jedno pytanie wciąż tłukło jej się po głowie, nie dając jej spokoju. W końcu jednak zmęczenie wzięło górę nad smutkiem i zmogło białowłosą, chociaż na chwilę odrywając ją od ukrywanego na co dzień zgorzknienia…

* * *

Obudziły ją dopiero ciepłe promienie słońca, padające wprost na jej twarz. Velander zmrużyła oczy, osłaniając je dłońmi. Ziewnęła szeroko, odsłaniając perłowo-białe zęby, z większymi niż zwykle u ludzi kłami. Przeciągnęła się leniwie na łóżku, starając się uporządkować w głowie ostatnie wydarzenia. Po nocach, w których miewała sny, zawsze czuła się jakby „oderwana” od rzeczywistości, i po przebudzeniu potrzebowała chwili na ogarnięcie się. Wzięła nową pracę, a teraz czeka na Chucky’iego, by móc wyruszyć w dalszą drogę. Miała nadzieję, że kot nie zawiódł jej zaufania, i że zdobył potrzebne informacje. Bez nich nie będą w stanie namierzyć swojej „ofiary”. Velander niechętnie zwlokła się z łóżka, narzucając na siebie szlafrok. Zimny prysznic zmył z niej resztki snu, i od razu ją orzeźwił. Już w lepszym humorze ubrała się i spakowała swoje rzeczy. Kiedy kończyła robić makijaż, coś załomotało głucho w okno. Białowłosa odwróciła się szybko. Na szybie rozpłaszczony był Chucky, który, cały uwalony błotem i jakimś szlamem, wyglądał jak nieboskie stworzenie. Zapukał jeszcze raz do okna, robiąc błagalną minę. Velander podbiegła, otwierając na oścież okiennice, by wpuścić przyjaciela do środka. Kocur wpadł do pokoju, z cichym plaśnięciem lądując na podłodze. Dziewczyna schyliła się, by mu pomóc, lecz zaraz odskoczyła jak oparzona, obiema dłońmi zatykając nos.
- Jasny gwint, gdzieś ty się szlajał?! – wykrzyknęła, krzywiąc się od fetoru.
- Ładnie mi dziękujesz – burknął obrażony Chucky, siadając na podłodze. – To się nazywa poświęcenie swojej pracy!
- Dobra dobra, marsz mi do łazienki wziąć kąpiel, albo wyrzucę cie na zewnątrz – zagroziła białowłosa, wskazując na okno.
- Mówiąc szczerze, to wolałbym najpierw coś zjeść… – miauknął cichutko kot, ale zaraz przerwał mu krzyk Velander.
- MARSZ DO ŁAZIENKI!
Nie protestując już więcej,  poczłapał wziąć kąpiel. Tymczasem białowłosa zeszła na dół, zamówić coś do jedzenia. Burta dopiero co otworzył lokal, więc główna sala świeciła pustką, co bardzo odpowiadało Velander. Podeszła do baru, prosząc o herbatę, chleb, ser i szynkę, po czym usiadła przy stoliku w samym kącie. Już po chwili stanęło przed nią jej zamówienie, za które zabrała się z apetytem. Gdy kończyła trzecią kanapkę, z góry zszedł, czysty już, Chucky. Dosiadł się do przyjaciółki, od razu rzucając się na jedzenie. Velander poczekała, aż zaspokoi pierwszy głód, lecz zaraz przeszła do sedna sprawy.
- Udało ci się zdobyć informacje? – spytała, nachylając się ku przyjacielowi.
Czarne jak węgiel oczy zapłonęły jej z ciekawości.
- Yhm – przytaknął Chucky, połykając duży kęs. – Musiałem się sporo nabiegać i trochę po powoływać się na stare długi, ale udało mi się zdobyć kilka ciekawostek. Niestety, większość z tych informacji jest niesprawdzona – dodał ciszej, oczekując wybuchu gniewu białowłosej.
Ta jednak machnęła tylko ręką z lekceważeniem.
- Nieważne, grunt, że coś mamy – odparła szybko. – Powiedz co udało ci się dowiedzieć, a zobaczymy, co nam z tego wyniknie.
- Cóż, facet początkowo poszukiwany był za obrabowywanie bogatych rezydencji. Namierzenie go było praktycznie niemożliwe, gdyż nigdy nie pozostawił po sobie nawet najmniejszego śladu, który pozwoliłby go wytropić. Co więcej, nikt nie wiedział w jaki sposób dostawał się na teren posiadłości, i jak udało mu się niepostrzeżenie wynosić stamtąd przedmioty. Wymykał się prawu przez ponad rok, i pewnie dalej by go nie schwytano, gdyby nie jeden zbieg okoliczności. Otóż w  Shirotsume, w willi jednego z milionerów, w samym środku nocy, podniesiono alarm. W jednym z pokoi znaleziono służącą, która klęczała wśród rozsypanych kosztowności, krzycząc wniebogłosy. Dziewczyny nie dało się uspokoić, cały czas wrzeszczała „on jest w mojej głowie” i w pół godziny później zmarła na zawał. Podniesiona na nogi straż, złapała uciekającego z ogrodu przylegającego do posiadłości, maga. Zdołano go pochwycić, choć nie obyło się bez ofiar. W czasie przesłuchań, mag przyznał się do popełnionych przestępstw, do których wykorzystywał służbę, za pomocą swojej magii.
- Kontrola umysłu – domyśliła się Velander. – Niezwykle silna.
Chucky przytaknął skinięciem głowy.
- I to bardzo potężna. Xavier zazwyczaj obserwował jedno miejsce przez kilka tygodni, następnie przejmował kontrolę nad kimś ze służby, i za ich pomocą dokonywał kradzieży. Kręcąca się po domu pokojówka nie wzbudza podejrzeń, co nie? Potem osoby, nad którymi przejął kontrolę, nie pamiętały nic, z całego zajścia, więc nie mogły wskazać na niego. Jednak w ostatnim przypadku los chciał, by dziewczyna, na którą rzucił urok, parała się wcześniej magią.
- Zorientowała się, co się dzieje i chciała przełamać zaklęcie, jednak jej wola okazała się za słaba – wtrąciła białowłosa. – Nie zdołała w pełni odzyskać kontroli nad własnym ciałem, jednak wystarczyło to do podniesienia alarmu. Mag spanikował, i zamiast zdjąć urok, zwiększył jego moc, doprowadzając do śmierci dziewczyny.
- Dokładnie. Pomimo wszelkich środków bezpieczeństwa, jakimś cudem udało mu się zbiec.
- I teraz Rada robi w gacie, żeby zbiegowi nie znudziło się opętywanie pokojówek, i nie zechciał przejąć kontroli nad kimś ważniejszym, lub żeby któraś z mrocznych gildii, nie przekabaciła go na swoją stronę – prychnęła z pogardą Velander. – To jednak nie pomoże nam w odszukaniu jego kryjówki.
- To nie, ale może to – odpowiedział Chucky, podając białowłosej jakieś papiery.
Wyglądały jak wyciągi z archiwów i wycięte artykuły z gazet. Velander zaczęła je uważnie studiować.
- Hmm, interesujące – mruknęła dziewczyna, mrużąc oczy.
- Nie wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić, więc wolałem ci to pokazać – powiedział kocur, łapiąc za kolejną kanapkę.
- I bardzo dobrze zrobiłeś – pochwaliła go Velander, co nie zdarzało się dość często. – Dzięki temu wiem, gdzie możemy zacząć szukać.
- Serio? – spytał kot, zerkając na dokumenty.
- Jasne. Kończ jeść i zbieramy się w drogę! – powiedziała z szerokim uśmiechem białowłosa.
Chucky pośpiesznie zaczął kończyć posiłek wiedząc, iż cierpliwość nie jest najmocniejszą stroną jego przyjaciółki. Tymczasem dziewczyna spoglądała w okno, gdzie liście igrały, tańcząc na wietrze, nucąc pod nosem, tylko sobie znaną melodię…

4 komentarze:

  1. Jaki śliczny szablon *O* Zakochałam się ;w;
    Pamiętam jak sama próbowałam swoich sił na onecie...blogspot jest zdecydowanie lepszy :3
    Ale tak wracając - przyszłam powiadomić o nowym rozdziale C: już 9, jeśli dobrze pamiętam...^^"
    Serdecznie zapraszam i pozdrawiam~! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szablon to dzieło Sasame Ka z Ministerstwa Szablonów - polecam gorąco jej szablonarnię!
      Na onecie początkowo naprawdę dobrze się pracowało, ale potem było coraz więcej problemów...
      Dziękuję pięknie za powiadomienie ^^

      Usuń
  2. Rozdział genialny.
    Wciągnął mnie jak mało który blog.
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń